Recenzja filmu

Dom nocny (2020)
David Bruckner
Rebecca Hall
Sarah Goldberg

Wkraczając w pustkę

Odludna okolica i surowa przyroda stanowią wymarzoną scenerię dla filmu grozy. Reżyser chętnie z tego korzysta, ale też umiejętnie buduje niepokój, chętniej niż jump scare'y, wykorzystując
Wkraczając w pustkę
Po tym jak jej mąż Owen (Evan Jonigkeit) pewnego dnia po prostu strzelił sobie w usta, Beth (Rebecca Hall) zostaje sama. Choć zabrzmi to banalnie, śmierć okazuje się początkiem horroru. Segregując rzeczy zmarłego, kobieta odkrywa bowiem, że za fasadą beztroskiego, spełnionego człowieka krył się ktoś zupełnie obcy – cynik i manipulator, który najprawdopodobniej przez lata zwodził ją, prowadząc podwójne życie. Coraz bardziej niepokojące (a przy tym niezwykle realistyczne) koszmary dręczące bohaterkę i dziwne zdarzenia mające miejsce w jej domu powodują, że zaczyna ona wątpić, czy jej dotychczasowy sceptycyzm wobec zjawisk paranormalnych był słuszny.

Stojący za kamerą David Bruckner podjął już podobny temat w "Rytuale". O ile w produkcji z 2018 roku mieliśmy okazję obserwować rozkład relacji grupy przyjaciół, o tyle narracja "Domu nocnego" zogniskowana została na jednej osobie. Opowieść o przeżywaniu żałoby i przepracowywaniu traumy reżyser zdecydował się umieścić w gatunkowych ramach horroru o nawiedzonym domu. Zaprojektowany i zbudowany przez męża bohaterki budynek, malowniczo usytuowany nad otoczonym przez las jeziorem, jest dla niej zarazem najcenniejszą pamiątką, jak i źródłem bolesnych wspomnień. 


Odludna okolica i surowa przyroda stanowią wymarzoną scenerię dla filmu grozy. Reżyser chętnie z tego korzysta, ale też umiejętnie buduje niepokój, chętniej niż jump scare'y, wykorzystując scenografię i przestrzeń. Znajdujące się w domu bohaterki przedmioty często ustawia w taki sposób, by wydawało nam się, że widzimy zarys ludzkiej sylwetki. Choć nieznaczna zmiana punktu widzenia kamery wystarczy, by rozwiać to wrażenie, napięcie nie spada. Otaczająca Beth pustka wybrzmiewa zresztą dosadniej niż kinowe metafory w postaci duchów czy sił nieczystych – uświadamia ostateczność śmierci jako kresu istnienia, pozbawia nadziei na obiecywaną przez religie kontynuację w nowym, lepszym miejscu.

Wcielająca się w rolę Beth Rebecca Hall w przejmujący sposób przedstawia złożoność procesu żałoby. Jej rola nie jest monolitem smutku, lecz kreacją utkaną z wielu, czasami sprzecznych ze sobą emocji. Przeszywający ból znajduje ujście w sarkastycznych komentarzach i niemal ekshibicjonistycznej potrzebie dzielenia się szczegółami sytuacji ze znajomymi. Bezsilność każe sięgać po butelkę. Poczucie zdrady skłania do rozdrapywania ran w poszukiwaniu odpowiedzi na kolejne pytania. Aktorka zręcznie oddaje dezorientację i samotność bohaterki, która desperacko pragnie utrzymać się na powierzchni, a jednocześnie coraz bardziej pogrąża się w depresji. 


Reżyser odzwierciedla stan psychiczny Beth, konsekwentnie zacierając granice między snem a jawą. Wraz z bohaterką niepostrzeżenie znajdujemy się po drugiej stronie lustra, gdzie świat, choć pozornie taki sam, jest obcy i przepełniony przemocą. Gubimy się w labiryncie kłamstw i domysłów, nie tylko próbując rozwiązać zagadkę, ale i znaleźć odpowiedzi na fundamentalne pytania: kim jesteśmy i dokąd zmierzamy. Pesymistyczny wydźwięk dzieła Brucknera sprawia, że przywodzi ono na myśl słynne słowa Friedricha Nietzschego: "Kiedy patrzysz w otchłań, otchłań patrzy na ciebie".
1 10
Moja ocena:
7
Rocznik '89. Absolwentka filmoznawstwa i wiedzy o nowych mediach na Uniwersytecie Jagiellońskim. Napisała pracę magisterską na temat bardzo złych filmów o rekinach. Dopóki nie została laureatką VII... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones